Mistrz Branży - interaktywny portal dla piekarzy, cukierników, lodziarzy.

Smakowite nazwy – ale czy dozwolone?

dodano , Administrator

Lody prince polo, ciastko snickers, pączek raffaello – etykietowanie produktów z oferty, używając nazw znanych batoników czy cukierków, to powszechna praktyka, bo bardzo skuteczna. Tak określane słodkości cieszą się zawsze ogromną popularnością, ale czy to zgodne z prawem?

Wykorzystywanie popularnych nazw i marek w produkcji wyrobów cukierniczych
Choć smak, wygląd, składniki czy sposób przygotowania dania, deseru lub wypieku są kluczowe z punktu widzenia ich atrakcyjności i to przede wszystkim one decydują o wyborach konsumenckich, niebagatelnym elementem towarzyszącym produkcji, promocji i sprzedaży jest też nazwa.



Określenia tradycyjne
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że kwestia nazwy pozostawiona jest wyłącznie producentowi. Większość asortymentu piekarskiego i cukierniczego oznaczana jest bowiem w sposób dowolny, wynikający ze składu lub fantazji. Najczęściej o zastosowaniu określonej nazwy decydują po prostu względy marketingowe, które mają się przełożyć na skalę sprzedaży produktu.

Oczywiście na rynku występuje bardzo szeroka grupa produktów figurujących pod nazwami, które funkcjonują jako określenia tradycyjne. Należą do nich na przykład „kajzerka” czy „bułka paryska”. Są one wprawdzie powszechnie stosowane, jednak niejednokrotnie występują również pod pewnymi wariacjami. Niekiedy wynikają one z uwarunkowań regionalnych (np. chleb pszenny „oliwski” na Pomorzu), lecz w większości stanowią wyraz kreatywności sprzedającego.

W branży piekarskiej i cukierniczej znajdziemy także produkty, które są objęte ochroną prawną jako tzw. chronione oznaczenia geograficzne. Poza samą nazwą zastrzeżone są również ich receptura i składniki, z których zostały wytworzone. Aktualnie w rejestrze prowadzonym przez Komisję Europejską znajduje się ponad 20 pozycji pochodzących z Polski, w tym takie produkty piekarskie jak: andruty kaliskie, kołacz śląski, obwarzanek krakowski, cebularz lubelski, chleb prądnicki czy – pewnie najbardziej znany i spopularyzowany na terenie całego kraju – rogal świętomarciński.

Restrykcyjne zasady dotyczące certyfikacji takich wypieków powodują zresztą, że w sprzedaży znajdziemy wiele zbliżonych produktów, mających imitować lub modyfikować czy ulepszać te tradycyjne. Zjawisku temu oczywiście musi towarzyszyć zmienione nazewnictwo. Złamanie zakazu używania określeń przypisanych do produktów wpisanych do rejestru chronionych oznaczeń geograficznych może się bowiem wiązać z wymierzeniem kary pieniężnej przez Głównego Inspektora Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych w wysokości do dwudziestokrotności przeciętnego wynagrodzenia za rok poprzedzający, a przy ponownym przewinieniu – nawet do pięćdziesięciokrotności.

 

Aktualnie w rejestrze
prowadzonym przez Komisję
Europejską znajduje się ponad
20 pozycji pochodzących z Polski,
w tym takie produkty piekarskie
jak: andruty kaliskie, kołacz śląski,
obwarzanek krakowski, cebularz
lubelski, chleb prądnicki


Co z raffaello i oreo?
Odrębnym zagadnieniem jest natomiast kwestia ochrony nazewnictwa w oparciu o przepisy prawa własności przemysłowej. W branży piekarskiej i cukierniczej funkcjonują liczne przykłady wypieków, zwłaszcza ciast, jak również innych rodzajów deserów, których nazwy zaczerpnięte zostały od nazw rozpoznawalnych i cieszących się renomą produktów. Dotyczy to w szczególności takich słodkości, jak ciasta i lody o smaku snickers, oreo, krówka czy raffaello. Dla nikogo nie jest bowiem zaskoczeniem, że desery te nawiązują swoim składem oraz nazwą do popularnego batona, ciastka, cukierka i nie mniej znanej praliny.
Należy podkreślić, że określenia te podlegają ochronie prawnej między innymi w Polsce i na terytorium całej Unii Europejskiej jako zarejestrowane znaki towarowe. W przypadku nazwy „snickers” pierwsze zgłoszenie w Urzędzie Patentowym

Rzeczypospolitej Polskiej miało miejsce już 27 grudnia 1972 r. Co istotne, znak ten zarejestrowany jest w Polsce jako tzw. znak słowny, co oznacza, że ochroną objęta jest właśnie warstwa językowa tej nazwy. Gwarantuje to najwyższy poziom ochrony nazwy handlowej, ponieważ może skutecznie przeciwdziałać zarówno przypadkom naruszeń z użyciem towarzyszącej mu grafiki, jak i wykorzystaniu samej nazwy. Jak każdy inny znak towarowy został on przypisany przez zgłaszającego do określonej klasy produktów – w tym wypadku obejmującej „nielecznicze wyroby cukiernicze i sucharki”. Na marginesie warto wspomnieć, że amerykańska spółka Mars Incorporated dysponuje także prawami ochronnymi do znaków słowno-graficznych, w tym do różnych wariantów logotypu zdobiącego opakowania snickersów.

Pomimo tak silnej formy ochrony w branży cukierniczej powszechnie wykorzystuje się nazwę „snickers” oraz jej spolszczoną wersję „snickers” dla określenia ciast i innych deserów nawiązujących składem do popularnego batona. Mamy zatem do czynienia z zapożyczeniem językowym występującym w branży operującej w tej samej klasie produktów (wyroby cukiernicze) co w przypadku amerykańskiej firmy. Wykorzystywana jest przy tym sama nazwa produktu, która podlega ochronie jako wspomniany słowny znak towarowy. Pojawia się zatem pytanie: czy tego typu praktyka stosowana przez wielu cukierników może zostać uznana za legalną?

Wypieki często noszą nazwę rozpoznawalnych
i cieszących się renomą produktów. Dotyczy
to w szczególności takich słodkości, jak
ciasta i lody o smaku snickers, oreo, krówka
czy raffaello. Dla nikogo nie jest bowiem
zaskoczeniem, że desery te nawiązują swoim
składem oraz nazwą do popularnego batona,
ciastka, cukierka i nie mniej znanej praliny



Nazwy tak znane, że powszechnie używane
Próbę odpowiedzi na to pytanie powinniśmy zacząć od lektury Słownika Języka Polskiego, w którym znajdziemy pojęcie eponimu, czyli słowa utworzonego od nazwy własnej. Doskonałym przykładem takiego określenia jest saksofon, którego nazwa zaczerpnięta została od nazwiska twórcy instrumentu – Adolphe’a Saxa. Bardzo często eponimy trafiały do języka powszechnego w wyniku spospolicenia nazw handlowych, co określane jest mianem apelatywizacji lub inaczej deonimizacji czy eponimizacji. Dotyczy to w szczególności marek, które w jakimś okresie zdominowały rynek lub są prekursorami pewnego produktu. Z pewnością każdy z nas niejednokrotnie posługiwał się sformułowaniem adidasy dla określenia butów sportowych (niekoniecznie oznaczonych charakterystycznymi trzema paskami) lub pampers jako synonimu dla pieluchy jednorazowej dowolnego producenta. W podobny sposób w powszechnym użytku znalazły się takie słowa jak: dyktafon, flamaster, klakson, ksero, a nawet rower czy żyletka. W ostatnim czasie podobny los poniekąd spotkał także polskie paczkomaty, choć ich producent – firma InPost – stara się temu zjawisku przeciwdziałać.

 

O tym, że jest to zjawisko groźne dla właściciela marki, świadczą chociażby przykłady z branży spożywczej, na przykład raczki, michałki czy ptasie mleczko. Ostatnie z nich, choć objęte ochroną patentową (w 1936 r.) przez firmę E. Wedel, a później również zarejestrowane jako znak towarowy słowno-graficzny (w 1985 r.), z biegiem lat w znacznej mierze utraciło swoją zdolność odróżniającą i przez wielu traktowane było jako tzw. oznaczenie rodzajowe dla wyrobów cukierniczych. Dopiero po wielu latach prawnych batalii przed polskim i europejskim urzędem patentowym, w 2013 r. twórcy tego produktu udało się zarejestrować słowny znak towarowy „ptasie mleczko”, dzięki czemu tylko E. Wedel ma obecnie prawo do posługiwania się tą nazwą handlową.

Wydaje się, że wspomniane snickers, oreo i raffaello nie przeszły jeszcze tak głębokiego procesu spospolicenia i nie utraciły zdolności odróżniającej, a co za tym idzie – ich prawowite wykorzystanie wymagałoby zgody właścicieli tych znaków.
Prawdopodobnie nie do odwrócenia jest już natomiast zjawisko apelatywizacji, jakie dotknęło „krówkę”, którą najpewniej jako pierwsza wprowadziła na rynek firma działająca obecnie pod nazwą ZCP Milanówek. Nawet Słownik Języka Polskiego PWN wskazuje, że słowo „krówka” należy traktować jako nazwę gatunkową, pomimo iż „podobno pierwszym zakładem cukierniczym, w którym zawijano cukierki w papierek z krową, była firma Feliksa Pomorskiego założona w latach 20. XX wieku w Poznaniu, przeniesiona w czasie II wojny światowej do podwarszawskiego Milanówka, gdzie istnieje do dziś.”.



Konsekwencje używania znaku towarowego
Czy zatem produkcja ciast i lodów pod nazwami „snickers”, „oreo” czy „raffaello” może narazić nas na konsekwencje w postaci żądania producentów tych słodkości do zaprzestania naruszenia ich dóbr osobistych (marki), praw autorskich (do nazwy) lub zarejestrowanych w urzędach patentowych znaków towarowych? Nie można tego wykluczyć. Z jednej strony mamy do czynienia z innym rodzajem produktu – tworząc deser bazujący na smakach znanych słodyczy, nie kopiujemy ich bowiem wprost i nie stwarzamy dla nich bezpośredniej konkurencji. Należy jednak pamiętać, że renoma znaku towarowego w wielu przypadkach wykracza poza zakres oferowanego asortymentu i branżę, w której funkcjonuje. Przykładowo korzystanie z nazwy McDonald’s jako oznaczenia zakładu fryzjerskiego dla mężczyzn stanowiłoby takie samo naruszenie ochrony znaku towarowego jak uruchomienie konkurencyjnej restauracji szybkiej obsługi.

Zatem rzemieślnicze wytwarzanie deserów z wykorzystaniem popularnych nazw słodyczy może ujść na sucho z uwagi na brak bezpośredniej konkurencji oraz mniejszą skalę działalności, a co za tym idzie – niewielkie ryzyko naruszenia interesów ekonomicznych właścicieli chronionych marek. Być może jako rozwiązanie bezpieczniejsze można by ponadto uznać produkcję lodów o smaku snickers, oreo czy raffaello, w których oryginalne batony (praliny) stanowiłyby jeden ze składników? Natomiast próba wprowadzenia na rynek przemysłowo wytwarzanych ciast lub lodów oznaczonych nazwą handlową znanego producenta słodyczy zapewne spotkałaby się ze stanowczą reakcją właściciela marki.

Trzeba jednak uczciwie stwierdzić, że te dywagacje w każdym wypadku mogą zderzyć się z rzeczywistością w postaci mniej (lub bardziej) liberalnej polityki ochrony marki prowadzonej przez konkretnego właściciela znaku towarowego. Wiele zależy także od stopnia spospolicenia określonego towaru, który może – z biegiem lat – fluktuować. Nie ma zatem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o sposób działania, choć kwestia samego naruszenia praw do wspomnianych znaków wydaje się być w tych przypadkach oczywista. Nie zmienia to jednak faktu, że ciasta i lody o smaku snickers czy oreo z pewnością pozostaną z nami jeszcze przez wiele lat, podobnie jak podróbki ubrań znanych marek importowane z Chin lub Turcji.

Karol Ważny

czy można stosować nazwe oreo. czy można stosować nazwę rafaello. Czy zabronione jest nazwa rafaello. Czy można stosować nazwę sneakers