Mistrz Branży - interaktywny portal dla piekarzy, cukierników, lodziarzy.

Silna branża mówi jednym głosem

dodano , Redakcja MW

Kiedy w 1990 r. rodziło się Stowarzyszenie Rzemieślników Piekarstwa RP, walczył o to, żeby była to silna i reprezentatywna organizacja branżowa nie tylko w kraju, ale też na arenie międzynarodowej. Złośliwi podkreślą słowo „była”. Jak przyznaje Andrzej Szydłowski, honorowy prezes SRP RP, szeregi Stowarzyszenia wykruszyły się,

     
 

Artykuł pochodzi z lipcowego wydania magazynu Mistrz Branży

 

Zamów numery archiwalne w wersji PDF: prenumerata@MistrzBranzy.pl

 

 

ale chciałby, żeby organizacja znowu się umocniła i pod nowym sztandarem zjednoczyła całą branżę. Czego dzisiaj potrzeba rzemieślnikom piekarstwa? Jak wzmocnić całą branżę i przede wszystkim czy piekarzy może dziś scalić wspólna sprawa promocji pieczywa? Więcej o tym w rozmowie ze współzałożycielem i honorowym prezesem Stowarzyszenia Rzemieślników Piekarstwa RP Andrzejem Szydłowskim.

Mistrz Branży: Spotykamy się krótko po uroczystościach poświęcenia sztandaru na Jasnej Górze (24 czerwca br.). Wydarzenie to musi mieć dla Pana szczególne znaczenie – w końcu to Pan jest współzałożycielem Stowarzyszenia, które miało scalić branżę. Myśli Pan, że zjednoczenie jest nadal realne?

Andrzej Szydłowski: Nie wiem, czy realne, ale jedno jest pewne, że dzisiaj zjednoczenie branży nabiera na znaczeniu jak nigdy dotąd. Mamy sytuację patową, mało że w branży działa wiele organizacji, które nie mają mocy sprawczej, nie są wiarygodne dla ministerstw, to jeszcze słabnie ich pozycja w oczach samych rzemieślników. Powód: nie mówiliśmy i nie mówimy jednym głosem. Dlatego moim życzeniem jest, żeby pod tym nowym, pięknym sztandarem SRP RP zjednoczyć wszystkich piekarzy i być silną, liczną organizacją.

MB: Dlaczego branża nie potrafi się zjednoczyć? Każda z tych organizacji ma inną wizję na przyszłość?

ASz: U nas Polaków to już taka wada. Gdzie Polaków trzech, tam cztery zdania.

MB: Stowarzyszenie Rzemieślników Piekarstwa RP było blisko osiągnięcia ideału, ale coś nie zagrało. Szeregi się wykruszają… Nie kusi Pana, żeby znowu stanąć na czele organizacji, którą Pan tworzył od podstaw?

ASz: Dziś to ja jestem honorowym prezesem Stowarzyszenia, ja już swoje odpracowałem. Spełniłem swoją rolę, zrobiłem to, co do mnie należało. I cały czas wszędzie walczyłem, żeby było tak jak na Zachodzie, czyli prezesa wybiera się do 60. roku życia. Cały czas to podkreślałem, więc słowa dotrzymałem. Słowo jest dla mnie ważniejsze od wszystkiego. Tak zostałem wychowany przez śp. Tatusia. Niestety, nie pogodziłem kilku prac: byłem wiceprezesem ZRP, prezydentem Światowej Unii Piekarz (UIB), prezesem SRP RP i jeszcze członkiem Europejskiej Komisji Ekonomiczno-Społecznej w Brukseli, gdzie 3 razy w miesiącu musiałem być na posiedzeniach. Misja spełniona.

 – Potrzebne są zmiany w organizacjach branżowych, począwszy od cechów. W cechu zarząd powinien mieć góra 4-5 osób – profesjonalnych menadżerów. Oni nie muszą się znać na wypieku chleba, ale muszą być dobrymi zarządcami, negocjatorami i reprezentantami.

 

Nic dziwnego, że szeregi w SRP RP się wykruszają. Jest wiele spraw, które w pewnym sensie kompromitują ich członków i mnie także. Np. mamy własne czasopismo („Piekarza Polskiego”) i tylko dla niego powinni jego członkowie pracować, udzielać wywiadów itp. Niestety, funkcjonuje wiele czasopism „piekarsko-cukierniczych” w Polsce (bardzo do siebie podobnych) i to nie pomaga w rozwoju branży piekarskiej.
Brakuje nam instytutu piekarstwa rzemieślniczego z prawdziwego zdarzenia, które m.in. – jak to jest we Francji – publikuje biuletyn techniczny, całkowicie poświęcony podnoszeniu kwalifikacji i umiejętności zawodowych piekarzy rzemieślników.



Andrzej Szydłowski,
ur. 1945 roku w Trzebieszowie k. Łukowa. Jest jednym z trzech synów legendy polskiego piekarstwa Józefa Szydłowskiego. Po wojnie cała rodzina Szydłowskich przeniosła się do Gdańska. Andrzej Szydłowski po raz pierwszy samodzielnie poprowadził piekarnię w latach 1969-1974 w rodzinnym Międzyrzecu Podlaskim. W 1974 r. wrócił do Gdańska, a od 1982 r. przeniósł się do nowo wybudowanej piekarni na Słowackiego 37.
Od 1998 r. prowadzi Hotel „Szydłowski” przy al. Grunwaldzkiej. Ma również dwie stylowe kawiarnie „Cafe Ferber” w Gdańsku i w Sopocie.

Od 1978 r. należy do Cechu Piekarzy i Cukierników w Gdańsku. Od samego początku przeszedł przez wszystkie ważne funkcje w cechu oraz Pomorskiej Izbie Rzemieślniczej w Gdańsku. W Związku Rzemiosła Polskiego przez 1 kadencję (2001-2005) był wiceprezesem. Od 1994 r. zasiadał w prezydium Światowej Unii Piekarzy, a w latach 2002-2004 został jej prezydentem. W 1990 r. współzałożył Stowarzyszenie Rzemieślników Piekarstwa RP. W latach 2000-2006. członek Europejskiej Komisji Ekonomiczno-Społecznej w Brukseli.

11 września 2010 r., decyzją władz Światowej Unii Piekarzy, został uhonorowany nagrodą dla Najlepszego Piekarza Roku 2010.



MB: Na szczęście nie trzeba było długo namawiać Pana na rozmowę dla naszego czasopisma. Wracając do meritum… widzi Pan człowieka, który może scalić branżę, stanąć na czele jednej silnej organizacji?

ASz: Najlepiej na czele Stowarzyszenia Rzemieślników Piekarstwa! Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. W tej branży jest wiele indywidualności, ciekawych osobowości, wspaniałych ludzi, ale czy jest wśród nich typ charyzmatycznego przywódcy? Wszyscy się uzupełniają, ale wszyscy nie mogą sprawować rządów. Poza tym wiemy, że branża nam się kurczy, firmy wykruszają się z organizacji branżowych m.in. dlatego, że jest gorsza sytuacja ekonomiczna piekarzy. Żeby scalić branżę, trzeba ją najpierw wzmocnić od podstaw.

MB: Są małe piekarnie, którą radzą sobie dobrze, nie wchodzą w układy z supermarketami, które potrafią pogrążyć finansowo niejeden zakład, a cechy omijają szerokim łukiem. Na kryzys reagują uśmiechem.

ASz: Ale nie wszyscy muszą się odnajdywać w nowej rzeczywistości. Branża sama w sobie przeżywa kryzys: kryzys wartości, kryzys etosu pracy i wreszcie kryzys przywództwa. Rzemieślnicy pytają o sens działania cechów, do których nikt nie chce się zapisywać. Patrzą na organizacje, których jest dużo, ale żadna nie stanowi realnej reprezentacji branży. I mają rację, że stawiają te pytania, ale ten kij ma dwa końce – żeby istniały organizacje, potrzebni są członkowie.

Z jednej strony cechy powinny mieć zakontraktowanych menadżerów, którzy rzeczywiście reprezentują interesy zrzeszonych firm, np. w kontaktach z sieciami. Ale z drugiej strony konieczne są zrzeszone firmy rzemieślnicze, które będą miały kontrolę nad działaniem menadżera, ale też pozwolą mu działać i co najważniejsze, nie będę wyłamywać się z szeregu. Według mnie piekarz nie powinien się zajmować zarządzaniem czy nawet sprzedażą.

– Od samego początku byłem jedynym piekarzem w Światowej Unii Piekarzy (UIB) przeciwnym pieczywu mrożonemu. Wszędzie je rozpoznam i wszyscy w UIB wiedzą, jakie jest moje zdanie. Nigdy tego nie zaakceptuję, bo to jest oszustwo niemające nic wspólnego z prawdziwym pieczywem.

 

MB: Czyli zamiast zatrudniać doradcę, który powie, jak negocjować z siecią handlową, lepiej w cechu mieć menadżera, który będzie rozmawiać z sieciami w imieniu rzemieślników…

ASz: Tak, bo takie są potrzeby współczesnego rzemieślnika. Nie wszystkich piekarzy stać na prawnika. Czasy się zmieniły i albo się dostosujemy, albo odpadamy z gry. Dlatego potrzebne są zmiany w organizacjach branżowych, począwszy od cechów. W cechu zarząd powinien mieć góra 4-5 osób – profesjonalnych menadżerów. Oni nie muszą się znać na wypieku chleba, ale muszą być dobrymi zarządcami, negocjatorami i reprezentantami. Kwestia negocjacji z sieciami handlowymi nie jest tutaj przypadkowa. To właśnie sieci najbardziej dobijają piekarzy ekonomicznie. Stawiają ich pod ścianę i mocno zbijają cenę. Jaka jest sytuacja teraz? Jeden piekarz dał chleb za 1,10 zł, inny obniżył cenę do 1,05 zł, więc trzeci zaproponował 0,98 zł. No tak nie można, bo psujemy rynek. Dlatego będę to powtarzał, że potrzebni są menadżerowie. Przyjmują ofertę, ustalają ceny, ilość dostaw, przedstawiają ofertę w imieniu piekarzy.

Żeby jednak taki człowiek miał rację bytu, piekarze muszą być zrzeszeni i muszą stać murem za swoją organizacją, a nie pertraktować w pojedynkę z sieciami, bo w tych rozmowach zawsze będą przegrani. Sieci muszą wiedzieć, że jest jeden człowiek upoważniony do rozmów – menadżer. To on ustala ceny w porozumieniu z piekarzami, ceny, które są ważne przez 3 miesiące, a nie przez rok czy dwa. Dzisiaj piekarze tańczą, jak im sieci zagrają – kto wytrzyma długoterminowe umowy, kiedy koniunktura zmienia się jak w kalejdoskopie?

Wystarczy załamanie pogody, kiśnięcie mąki, jak w tamtym roku – i cena surowca idzie w górę z miesiąca na miesiąc prawie 80%. Niejeden piekarz przez 3 miesiące mógł popłynąć setki tysięcy złotych przez niekorzystne zapisy. Kto związał się taką umową, doskonale wie, o czym mówię. Sieć podniosła ceny za chleb, a ty piekarzu płacz i płać.

MB: Co niektórzy myśleli, że jak przetrwali PRL, to poradzą sobie na wolnym rynku.

ASz: I co? Radzą sobie coraz gorzej. Zamiast współpracować, każdy woli działać na własną rękę, ale to prowadzi prosto w ślepy zaułek. Małych piekarni ubywa z roku na rok. Raz, że następców nie ma, bo młodzi nie chcą przejmować zakładów albo nie chcą otwierać nowych. A dwa, dzisiaj, żeby otworzyć taki zakład, są potrzebne grube pieniądze, a bank niechętnie finansuje takie inwestycje. Jak ma finansować piekarstwo, kiedy wiadomo, że jest nadprodukcja, a dochodowość jest niska?

MB: Ma Pan porównanie do innych krajów: Europa Zachodnia, Ameryka Łacińska, Środkowa. Jak na tym tle wypada polska branża piekarnicza?

ASz: Podobieństwa są takie same – wszędzie z tą branżą dzieje się źle.

MB: W jakim sensie?

ASz: Tam też nie ma kto przejmować piekarni. A produkcja pieczywa coraz częściej sprowadza się do odpieku mrożonego ciasta. Od samego początku byłem jedynym piekarzem w Światowej Unii Piekarzy (UIB) przeciwnym pieczywu mrożonemu. Wszędzie je rozpoznam i wszyscy w UIB wiedzą, jakie jest moje zdanie. Nigdy tego nie zaakceptuję, bo to jest oszustwo niemające nic wspólnego z prawdziwym pieczywem. Najważniejszą zasadą, którą wpoił mi ojciec, to uczciwość. Ojciec kochał ten zawód i uczył co się robi, trzeba kochać i trzymać jakość.

We Francji do piekarza przyjeżdżają kartony bagietek, croissantów zmrożonych na kość. Gotowe kęsy ciasta mrożonego trafiają na blachy, potem do garowani, trochę popryskają jajkiem czy wodą, dadzą posypkę i wszystko idzie do pieca. Teraz już nikt nie powie, że najlepsze bagietki robi się we Francji. Zamiast pieczywa produkowanego według najlepszej tradycji mamy ciasto mrożone. Dla mnie mrożone ciasto jest niedopuszczalne. Czułem, że u nas to też może się pojawić, no i mamy. Rosną nam pod nosem wielkopowierzchniowe magazyny tylko na potrzeby pieczywa mrożonego. Ja mam nadzieję, że dobre, tradycyjne pieczywo zawsze będzie w cenie, że prawdziwi rzemieślnicy się utrzymają.
MB: W Krajowej Radzie Piekarstwa i Cukiernictwa toczy się walka o pieniądze na promocję tradycyjnego pieczywa. Walka zaczyna być beznadziejna – nawet jeżeli jest partner, który chce współfinansować ogólnopolską kampanię promocyjno-informacyjną, to brakuje wkładu własnego, czyli pieniędzy ze strony piekarzy. Kto się zrzuci na składkę?

ASz: W tej chwili możemy tylko liczyć na zdrowy rozsądek piekarzy – że większość zechce solidarnie ponieść koszty tej promocji. Może właśnie nadarza się dobra okazja połączenia różnych  organizacji w dyskusji. Przewodniczący KRPiC Jarosław Gajda ma trudny orzech do zgryzienia. Gdyby miał prowadzić kampanię promocyjną w Niemczech, to problem promocji ograniczałby się do wyboru agencji reklamowej czy twarzy kampanii. Trudno się dziwić, że Jarosław Gajda, podobnie jak wielu z nas, zazdrości Niemcom zdyscyplinowanej branży. W Niemczech każdy producent pieczywa oprócz składki członkowskiej płaci rocznie 800 euro na promocję pieczywa. Proszę to teraz przemnożyć przez 18 tys. niemieckich zakładów. Trzeba się skupić na szukaniu środków na promocję chleba (rzemieślniczego) i zawodu piekarza. Wiadomo, że jeżeli nie uzbieramy pieniędzy sami i tutaj przydałaby się ta wewnętrzna dyscyplina w branży, ta solidarność, która pozwalałaby nam myśleć innymi, ponadjednostkowymi kategoriami. Życzę Jarkowi jak najlepiej. Życzę mu również, żeby przekształcił KRPiC w osobowość prawną.

MB: Jakie są szanse przekonania piekarzy, by dobrowolnie wyłożyli pieniądze na promocję pieczywa?

ASz: Wszystko zależy od tego, czy potrafimy mówić jednym głosem w ważnych sprawach. Mam nadzieję, że branża zmobilizuje swoje siły i wyjdzie ponad podziały.

MB: Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Anna Kania