Mistrz Branży - interaktywny portal dla piekarzy, cukierników, lodziarzy.

Ach te muffiny...

dodano , Kruszwica, materiał promocyjny

Od angielskiego „biednego” placka, po następcę amerykańskich cupcakes!

Polski rynek cukierniczy podbiły dopiero w XXI wieku, chociaż Amerykanie pokochali je już 100 lat wcześniej, czyniąc jednym z symboli swojej kuchni. Za ich ojczyznę uznawana jest wiktoriańska Anglia. Historia niby zwyczajnej, a jednak zupełnie niezwyczajnej małej babeczki, a raczej muffina, skrywa wiele ciekawych wątków. Podobnie jak wnętrze wypieku.

Placki dla służby – skromne początki
Historie wielu kultowych dziś dań czy produktów spożywczych przypominają baśnie. Zaczyna się skromnie, często w biedzie, by po wielu perypetiach doprowadzić opowieść do wielkiego finału na książęcym balu. Historia muffina nie jest tu wyjątkiem. Przeciwnie. Potwierdza tylko, że potrzeba jest matką wynalazków, a niedosyt najlepiej pobudza kreatywność.

W wypadku sławnych babeczek o ich powstaniu zdecydował niedostatek angielskich kucharek i służących. Choć pracowały w najlepszych domach i przygotowywały na pański stół najbardziej wyszukane frykasy, same rzadko ich próbowały. W ich świecie obowiązywała zasada: nic się nie może zmarnować, także resztki z „pańskiej kuchni”. Zbierano więc pozostałości z podawanego dzień wcześniej chleba, łączono je z resztkami masy na ciasto i ugotowanymi, gniecionymi ziemniakami. Masa z resztek trafiała na blachę i była pieczona. Placek był chrupiący z zewnątrz i miękki w środku. Żeby tej kruchej skórki było jak najwięcej, placek po upieczeniu przekrajano, a miejsce przecięcia ponownie podpiekano.

 

Receptura „biednego” ciasta nie była skomplikowana. Jednak sam wypiek szybko okazał się hitem. Zachwyciła się nim także brytyjska arystokracja, która plackiem dla służby zaczęła raczyć się przy popołudniowej herbacie. Za sprawą ulicznych sprzedawców, tzw. muffinmanów, smakołyk bardzo szybko zrobił ogólnokrajową karierę. Placki sprzedawane były bezpośrednio z drewnianych skrzynek zawieszanych na szyjach handlarzy. Z muffinem, który podbił podniebienia na całym świecie, wiktoriański wypiek wspólną ma tylko nazwę, ponieważ zmodyfikowana wersja słodkiej babeczki, którą dziś zwiemy muffinem, przywędrowała do nas nie z Anglii, a z Ameryki.

Ciastka zza oceanu
Na Wyspach do dziś, możemy kupić tradycyjne placki drożdżowe, wypiekane według receptury angielskiej służby. Jednak światową karierę zrobiły nie brytyjskie drożdżowe placki, a amerykańskie babeczki, które wyrastają na proszku do pieczenia.
Ponoć historia muffinów zza oceanu zaczęła się od tego, że domowym gospodyniom znudziły się tradycyjne w tej części świata cupcakes, które ich zdaniem były zbyt słodkie i ozdobne. Recepturę odchudzono, by muffiny były już nie tylko deserem, ale przede wszystkim daniem śniadaniowym. Prawdziwy bum na serwowanie ich w ten sposób nastąpił dopiero w latach 70. i 80. XX wieku, kiedy muffin zaczął wypierać ze śniadaniowego menu popularne croissanty.

Babeczka szybko zyskała dużą popularność. Stała się nie tylko symbolem amerykańskiej kuchni, ale też produktem popkultury. Zaczęła pojawiać się w filmach i serialach. Poświęcano jej telewizyjne programy kulinarne, a sam wypiek z cukierni, piekarni i domowych kuchni trafił do sieci sprzedażowych. Dziś chyba każdy supermarket, a nawet stacja benzynowa ma muffiny w swojej ofercie. Powstają też cukiernie, które specjalizują się wyłącznie w muffinach z różnymi dodatkami.
Te dodatki mają zresztą ogromne znaczenie. Jagody, a dokładnie muffiny z jagodami to symbol Minnesoty. Z kolei Massachusetts słynie z babeczek kukurydzianych, a w Nowym Joru, zwanym Big Apple, zjemy podobno najlepsze muffiny – oczywiście czekoladowe – z dodatkiem jabłka.



Skromny, ale nie biedny
Współczesny muffin nie jest ani tak „biedny” jak angielski placek o tej samej nazwie, ani tak bogaty jak lukrowane i zdobione niczym królewskie torty cupcakes. To wypiek, który dla jednych jest lekkim, ale cieszącym podniebienie deserem, a dla innych fikuśnym, słodkim śniadaniem. Największą popularnością – być może za sprawą amerykańskich seriali – cieszy się babeczka czekoladowa, ale te z owocami też mają rzesze wiernych fanów.

Najważniejsze, by muffin był delikatny, pięknie wyrośnięty, optymalnie słodki i wilgotny w środku, a także, by za każdym razem był dokładnie taki sam. Taki efekt najłatwiej osiągnąć, sięgając po sprawdzone składniki, przeznaczone specjalnie do wyrobu tych właśnie wypieków. Optymalnym rozwiązaniem jest wydajna mieszkanka do produkcji muffin i babeczek – Kruszwica Muffin. To doskonała baza do wszystkich wariantów smakowych wypieków. Gwarantuje ich powtarzalność, przyspiesza i ułatwia proces wyrabiania ciasta, a gotowym wyrobom zapewnia dłuższą świeżość i optymalną wilgotność. Idealnym uzupełnieniem muffinowej receptury jest przeznaczony specjalnie do wypieków olej – Maestro Świeżość. Świetnie spaja wszystkie składniki ciasta, pomaga rozprowadzić w nim dodatki i zapewnia idealną wilgotność. Te dwa produkty i woda to wszystkie składniki, których potrzebujemy do wypieku klasycznego muffina bez dodatków. Warto jednak pokusić się o wzbogacenie receptury. Doskonałym uzupełnieniem będzie ciemne kakao albo w lżejszej wersji owocowej – jogurt i np. borówki amerykańskie.

 

Pomysłów na to, jak uczynić babeczki wyjątkowymi, jest znacznie więcej. Prostota przepisu na ciasto, jaką oferuje użycie oleju Maestro Świeżość i mieszanki Kruszwica Muffin, pozostawia sporo miejsca i czasu na to, by zaszaleć z dodatkami. Nie przesadzajmy jednak z ich ilością, by nie zdominowały ciasta. Kluczem do sukcesu jest znalezienie jednego, dwóch dodatków, które odpowiednio skomponowane sprawią, że nasz muffin będzie prawdziwym dziełem cukierniczej sztuki.

Justyna Stefańska