Mistrz Branży - interaktywny portal dla piekarzy, cukierników, lodziarzy.

Hybryda na ulicach, czyli deserowe dziwolągi

dodano , Redakcja PS, materiał promocyjny

Na pierwszy rzut oka wyglądają jak szalony sen maniakalnego łasucha – kolorowy, momentami kiczowaty przerost formy nad treścią. A jednak są, rosną w siłę (i rozmiar też!), nieustannie ich przybywa, a to może oznaczać tylko jedno – że chętnych na spotkanie z hybrydą nie brakuje.

Ciężko znaleźć lepszą, bardziej subtelną nazwę dla tych deserowych dziwolągów, które wyrafinowanych cukierników i smakoszy z pewnością przyprawiają o zawrót głowy.

Desery hybrydy to połączenie klku klasycznych słodkości. Czym są i jak je jeść? Na pewno nie jest to łatwe, a czasami można odnieść wrażenie, że jest to wręcz niewykonalne. Dla osób o słabszych nerwach i z wrodzonym przekonaniem, że deser to piękne i subtelne zwieńczenie posiłku, bezpośrednie spotkanie z hybrydą może okazać się prawdziwym szokiem i na trwale zachwiać słodkim światopoglądem. Z tego względu na hybrydową ulicę, której te desery są prawdziwie kolorowymi kwiatami, wejdziemy powoli i stopniowo. Najpierw zadamy sobie pytanie – dlaczego klasyczny deser, jak porcja lodów czy wspaniała szarlotka, to już niemalże zapomniane retro?

Wszystkiemu winne jest z pewnością nasze łakomstwo. Wiemy wszyscy, jak ciężko zdecydować się na jedną słodycz, podczas gdy ma się ochotę na kilka rzeczy naraz. Zamówienie trzech, czterech deserów nie wchodzi w grę, ale jeden, w którym jest wszystko to, co nam się marzyło, to już co innego. Taka z pewnością myśl przyświecała tym osobom, które stworzyły i nadal wymyślają nowe hybrydy. Ciężko mówić o jednym twórcy, bo pomysł łączenia słodkości narodził się w różnych miejscach na świecie. Przodują tu jak zwykle Amerykanie i Japończycy, których konsumpcjonizm ponownie prowadzi w regiony, o jakich nam, klasycznym smakoszom, nawet się nie śniło.

 

Hybryda na spotkaniach biznesowych? – Dirty Cookies
Najmniej szalonym i jednocześnie dość sensownym i kulinarnie „usprawiedliwionym” (co w przypadku hybryd rzadko się zdarza) jest pomysł na „Dirty Cookies”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Niegrzeczne ciasteczka”. Pomysłodawcy (grupa młodych ludzi, którzy pomysł na ciasteczka stworzyli w ramach start-upu) bazowali na łączącym wielu smakoszy upodobaniu do zjadania kruchych ciasteczek ze szklanką mleka. Wykorzystując ekologiczną mąkę (kulinarna poprawność) i specjalne formy, wypiekają ciasteczka, które kształtem przypominają miniaturowe szklaneczki. Ich wnętrze i krawędzie po upie-a następnie wypełniane mlekiem lub innym bazującym na mleku napojem. Jak gwarantują twórcy, receptura jest tak dopracowana, że nie ma mowy o tym, aby ciasteczko „przeciekało”. Co ciekawe, jest na tyle atrakcyjne, że bywa podawane nawet na spotkaniach biznesowych. Z pewnością to jedyna hybryda, która dotychczas tam zawitała, cała reszta nie ma na to najmniejszych szans.

Lista najbardziej odjechanych deserów świata
W tym bowiem miejscu kończy się wszystko to, co wiedzieliście o deserach. Pora zapiąć pasy, bo dalsza lektura będzie jak jazda bez trzymanki – żadnych łagodnych zakrętów ani kojących oko widoków. Prawdziwy cukierniczy parkur. Kolejność wymieniania przypadkowa – w tym wypadku każda pozycja za-sługuje na 1. miejsce w rankingu najbardziej „odjechanych” deserów. A więc zaczynamy.



Lodowe hamburgery – równie wysokie i wypasione w środku jak ich wytrawni „przodkowie”. W słodką bułkę typu brioszka, wysmarowaną np. nutellą, musem owocowym lub karmelem, wkładana jest naprawdę ogromna porcja lodów dekorowana owocami, posypkami, kawałkami batonów, ciastek oreo itp. Za keczup robi dowolny słodki sos. Prawdziwy hit wśród Japończyków. Skoro hamburgery, to czemu nie frytki?! Podane z lodami, sosem i kolorową posypką? Idealnie wpisują się w ideologię hybrydowych deserów, czyli mieszanki kilku odmiennych smaków. Z wiórkami czekolady, karmelem i chrupkim bekonem są australijskim hitem wymyślonym przez właściciela lokalu Bar Luca z Sydney. Jakże grzeczną odmianą wydają się wobec takiego deseru klasyczne włoskie kręcone lody z wetkniętymi na ozdobę kilko- ma frytkami – czyżby wersja dla miłośników klasyki? Nie zapomniano też o kulinarnej poprawności – w sprzedaży znajdziecie rożki z frytkami z ciecierzycy, na których lądują lody z orzechów pekan.

 

Wolicie coś lżejszego? No cóż, lekko nie będzie, ale może lodowo-mleczny shake z pączkiem, lodami i bitą śmietaną albo – jeśli wolicie coś jeszcze bardziej na czasie – może być cronut w lukrze zamiast pączka albo kawałek czekoladowego brownie czy nawet normalnych rozmiarów porcja sernika, gofr, potężna garść kolorowych chrupków, kawałki precli i czego tylko najbardziej szalona dusza zapragnie. Do tego bita śmietana lub wata cukrowa, kolorowa posypka, kawałki kruszonego hokey pokey (rodzaj miodowego karmelu – przesłodkie cukierki o strukturze plastra miodu) – i wisienka na torcie (oby wisienka!), czyli rożek lodowy z wetkniętym do środka oryginalnie zapakowanym jajkiem niespodzianką – a to niespodzianka, prawda? Gwoli ścisłości, mowa tu nie o kilku oddzielnie sprzedawanych deserach – wszystkie wymienione produkty upchane są w jednym szklanym słoju typu mason jar. Jeśli macie jeszcze siły czytać dalej, to proponuję poznać się z lodami w pączkach.

 

Brzmi słodko i tucząco? I tak wygląda. Ciasto na pączki wypiekane jest na specjalnych „rożnach” w formie rożków, które zaraz po upieczeniu obtaczane są w cukrze, a następnie nadziewane lodami i często innymi dodatkami, jak truskawki, polewy. Jeśli więc kiedykolwiek zastanawialiście się, czy pójść na pączki, czy raczej wybrać lody, teraz macie już problem z głowy.


Hybrydowa rewolucja rządzi na ulicach
Oprócz krzykliwych kolorów, przerostu formy nad treścią, totalnie zaskakującego doboru smaków i tekstur oraz zwyczajnej kiczowatości hybrydy łączy jeszcze jedno. Większość sprzedawana jest z food trucków lub ulicznych okienek, jakby cukiernicza rewolucja wyszła na ulicę i buntowała się, drwiła z przemyślanych, minimalistycznych kompozycji, wyrafinowanych smaków i dekoracji, jakie na ogromnych, ciężkich talerzach trafiają na stoły cukierni i restauracji. Czyżby to kpina z pianek, musów, dymów i innych molekularnych cudów? Jesteśmy zmęczeni elegancją i w końcu znaleźli się odważni, by wykrzyczeć swój protest, wpychając nam w coraz liczniej wyciągane ręce karykaturalne hybrydy, gdzie ilość kalorii jest równie nieskończona, jak nieskończona wydaje się wyobraźnia cukierniczych nomen omen kreatorów.

Co na to polscy sprzedawcy, właściciele cukierni i piekarze? Delikatnie i trzeba przyznać w dobrym tonie robi to od niedawna poznańska Lodzia (o ich lodach pisałam w „Mistrzu Branży” wrzesień 2015, s. 32-34), sprzedając w swoich punktach naleśniki na patyku, które z wyglądu łudząco przypominają lody. Czy to jedyny taki hybrydowy punkt na mapie Polski? Czy jak większość pomysłów i ten na hybrydy zagości u nas, czy też w swoim szalonym podboju świata ominie Polskę szerokim łukiem, trafiając na zbyt duży opór i zamiłowanie do klasycznych, bardziej wyrafinowanych słodkości? Odpowiedzią był z pewnością kończący się sezon wakacyjny – budki miały swoje 5 minut i na pewno niejedna tego lata prawdziwie zaskoczyła klientów. Przykładem może być np. Melody z Warszawy serwująca lody w waflach-gofrach.

Anna Maria, Kucharnia